Kiedyś miałem pomysł na założenie „satyrycznego odłamu” Wolnelewo w postaci fanpejdża „Upadek prasy papierowej”. Chciałem tam zamieszczać i komentować sensacyjne lub niezbyt lotne tytuły z tych gazet papierowych, które jeszcze zostały na rynku, a których jakość systematycznie spadała, przyspieszając jeszcze bardziej ich upadek.
Nie liczę tu pism wydawanych „hobbystycznie”, bo to inna kategoria. W nich ludzie, często ponosząc spore koszty własne i z poświęceniem wydawali lub jeszcze gdzieniegdzie wydają pisma na tematy, które ich autentycznie interesują. Nie dla zysku, ale dla jakiejś idei.
Ale w prasie tzw. komercyjnej było i jest coraz gorzej moim zdaniem. Są oczywiście jeszcze chwalebne wysepki, ale to raczej pojedyncze nazwiska za którymi się podąża z jednej gazety do drugiej, niż całe tytuły, czy nawet działy. Na tzw. Zachodzie ewoluuje to coraz bardziej w kierunku projektów wyłącznie zbudowanych wokół jednego czy jednej autorki. Stąd takie platformy jak Substack, gdzie autorzy i autorki są wspierane bezpośrednio przez swoich czytelników i czytelniczki.
Wolnelewo więc tutaj jest projektem pionierskim. Nie pierwszym pionierskim projektem w jakim biorę udział, warto przypomnieć, że to my w ramach Indymediów wprowadziliśmy jako pierwsi w Polsce relacje na żywo minuta po minucie.
Trend spadkowy zauważyłem już dawno temu, jeszcze u samego zarania zjawiska „upadku prasy papierowej”, kiedy pracowałem w lokalnym dzienniku. Potem fanatycznie próbowałem realizować też projekty papierowe, choć już w odmianie „hobbystycznej”. Jednak dziesięć lat temu się poddałem, i na tej bazie powstało właśnie Wolnelewo. Miało być formą odskoczni od innych projektów, od działalności związkowej czy lokatorskiej, a stało się w zasadzie głównym projektem jaki obecnie realizuję.
Myślę, że wielu autorów i autorek w końcu pójdzie tym tropem, bo nie ma sensu utrzymywanie dalej tej fikcji w której rzekomo kupuje się dane pismo dla większości zamieszczanych tam treści. Zazwyczaj to jest trzech-czterech autorów, którzy ciągle zresztą „wylatują” z jakiejś redakcji i idą do następnej. Po tej fazie „indywidualizacji” być może powróci idea „pism autorów”, gdzie takie pojedyncze projekty indywidualne będą się łączyć w większe, ale nadal skoncentrowane wokół konkretnych osób.
Dzisiaj w dobie totalnej rozwałki mediów, zwłaszcza lokalnych (teraz na przykład Agora zwija swoje dodatki lokalne, choć to stamtąd szło często sensowne wsparcie informacyjne dla konkretnych walk, to np. poznańska Wyborcza nagłaśniała kwestię czyścicieli kamienic zanim to się stało modne w centrum i w partyjnej polityce), ale także i tych największych, gdzie raczej się zwalnia niż przyjmuje, pole manewru się zawęża. Chcąc się tam utrzymać, trzeba coraz bardziej dostosowywać to, co się pisze do coraz mniejszego wyboru redakcji (a co za tym idzie wyboru światopoglądów, które w zasadzie obecnie już zostają dwa).
Początkowo taka indywidualizacja nie była moim celem. Praca z innymi osobami zawsze stymulowała mnie twórczo. Osoby te na ogólnym poziomie podzielały zwykle moją wizję świata, ale w szczegółach różnice bywały takie, że odbywało się trzaskanie drzwiami, ale dzięki temu napięciu też powstawały dobre teksty.
Niestety, na hobbystyczne wydawanie papierowego pisma ani nawet większego portalu, nie mam już sił, choć robiłem to całymi latami. Więc zostało przyglądanie się ze „z góry upatrzonych pozycji” temu co się dzieje. Zawsze w czymkolwiek co robię najważniejsza była wierność sobie i swoim poglądom. Nie naginanie się, nie kłanianie się w pas. Żyć tak jakby się było już wolnym. Wiem, że to pewien luksus, ale przecież nikt nie każe mi pisać. Wolałbym więc zamilknąć niż tworzyć teksty pod dyktando „zapotrzebowania ideologicznego”. Świat bez kolejnej paplającej to samo, co inni papugi na pewno by sobie poradził.
W każdym razie osoby, które wspierają Wolnelewo na Patronite są w pewnym sensie w awangardzie tego trendu. Dzięki temu wsparciu jeszcze nie zamilkłem i jeśli komuś zależy, żeby było tak nadal zachęcam do dorzucenia:
https://patronite.pl/Wolnelewo