W dzisiejszym odcinku narzekania na stan pomocy psychologicznej i rynku pracy w Polszy - co powiecie na dwa stanowiska za jedną pensję?
Sytuacja wygląda następująco: oferta zatrudnienia w szkole średniej dla psychologa szkolnego na pełen etat (ponieważ jest to placówka oświaty mowa tu o pensum nauczycielskim 25 godzin roboczych + godziny przygotowawcze), umowa o pracę na czas określony do września przyszłego roku. Na miejscu spoko atmosfera, o dziwo nie padają HRowe szlagiery o pięciu latach i krawędziowe pytania o zakładanie rodziny. Możemy zatrudnić od jutra, ponieważ do początku roku szkolnego zostało kilka dni.
Ale... w sumie to czemu nie pracować jednocześnie jako psycholog szkolny i pedagog?
Tak, dyrekcja zaproponowała na rozmowie o pracę, że skoro psycholog musi wykonać przygotowanie pedagogiczne jak każdy pracownik oświaty (dzięki MEiN) to przecież może pracować też jako pedagog! "A ponieważ i tak wiele rzeczy w psychologii i pedagogice się powiela to nie będzie różnicy". Więc ten pełen etat psychologa szkolnego to tak na prawdę półtorej etatu nauczycielskiego, złożonego z pół etatu psychologa (minimum nakładane na szkoły według najnowszego rozporządzenia) i całego etatu pedagoga. A więc 40 godzin pensum nauczycielskiego! I wszystko za rewelacyjną kwotę 4500 netto <3
Motywacja jest oczywista: z punktu finansowego placówce opłaca się bardziej zatrudnić jednego człowieka na różne od siebie stanowiska niż dwóch specjalistów w danych dziedzinach i płacić im osobne pensje. Oszczędza się na finansach, ale kosztem uczniów, którzy w takim układzie nie otrzymują kompleksowej opieki oraz kosztem pracownika. A najlepsze jest to, że jest to nielegalne: według przepisów rozporządzenia pedagogiem szkolnym owszem może być ktoś bez wykształcenia kierunkowego, ale musi mieć studia wyższe i przygotowanie A PONAD TO zrobioną podyplomówkę z pedagogiki.
Więc jeżeli zastanawiacie się dlaczego jest tak tragicznie z zapełnieniem wakatów w szkołach to teraz wiecie.
#Psychologia #Szkola